Bo nie samym graniem żyje człowiek... Wczoraj udało się wyskoczyć w Bieskidy żeby trochę pobiegać po górach, zrobić małą zaprawę przez zimową edycją Chudego Wawrzyńca i w końcu przetestować raczki biegowe Grivela (wersja RAN i RAN LIGHT).
Przygodę rozpoczęliśmy w Mikuszowicach, a dokładnie na Błoniach, niedaleko początku szlaku na Kozią Górę. I tak przez Równię, wspomnianą Kozią Górę, gdzie minęliśmy schronisko Stefanka, następnie przez Kołowrót - dotarliśmy do najwyższego punktu naszej wyprawy - czyli Szyndzielni.
Z każdym metrem wysokości robiło się coraz chłodniej, leżało coraz więcej śniegu, a do tego była lekka mgła. Raki musieliśmy założyć praktycznie po kilkuset metrach. Na podejściach pod śniegiem był lód i nie wyobrażam sobie biegu w samych butach. Już pod górę było to praktycznie niemożliwe, nie wspominając o drodze w dół, szczególnie odcinku Szyndzielnia - Kozia Góra. Ciężko się było zatrzymać, miałem niemałego cykora zbiegając i mając nadzieję, że się nie poślizgnę, a co gorzej nie przewrócę. Dziwne uczucie wiedząc, że każdy krok stawiasz na lodzie... i się nie ślizgasz. Na Szyndzielni spędziliśmy tylko kilka minut, bo mocno wiało, a nie chcieliśmy się wychłodzić. No więc droga powrotna w dół, do Koziej Góry - strach w oczach! Później jeszcze odbicie żeby zamknąć pętle z powrotem na Mikuszowickich Błoniach.
Super wypad, super wyprawa, piękne widoki, uda bolą jak cholera ale było warto się pomęczyć.
Była to trochę zmodyfikowana wersja biegu o nazwie „Nowa twarz zbójnika” - my dodaliśmy do niego Szyndzielnię.
Poniżej jeszcze kilka zdjęć samych widoków, krótki filmik z wyprawy i podsumowanie treningu.
https://flow.polar.com/shared/7e5235f9aa78e5fac829053828ae5f20
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz