"W góry" cz.1

21.10.2018, niedziela, godz. 6:30 i długo wyczekiwany wyjazd w Beskidy. Pierwsza wspólna wyprawa naszej 5-osobowej ekipy. Jak na pierwszy raz za cel obieramy sobie Klimczok - niewysoki Beskidzki szczyt (1117 m.n.p.m.) - tak na rozruch, celem dalszych wspólnych wypadów. Już podczas podróży z Katowic na drodze natrafiamy na małą atrakcję w postaci rodzinki dzików.

Niespodzianka na trasie.



Niestety pogoda tego dnia nie sprzyja, chłodno, deszczowo, widoczność na kilka metrów. No ale nie poddajemy się. Postanowione - idziemy. Start z pod "Chaty na Groniu". Można tu dojechać samochodem z Bielska-Białej, przez Meszną, jadąc aż do Bystrej. Samochód zostawiamy pod samą "Chatą na Groniu".

Na szlaku widoczność słaba
Piękne jesienne kolory
 



Wydaje się, że będziemy sami na szlaku, a tu ku naszemu zaskoczeniu spotykamy prócz kilku biegaczy, grupki turystów. Po ok. 1:20h marszu pod górę dosyć szybkim tempem, docieramy do schroniska pod Klimczokiem. W środku siedzi już kilku turystów. Mały odpoczynek, herbata, piwko, coś do zjedzenia. No to ruszamy na szczyt do którego pozostało ok. 20 minut spaceru i ostrego podejścia w otwartym terenie. Dzielnie pokonujemy ostatni etap i osiągamy szczyt. Równolegle do ścieżki na szczyt biegnie wyciąg narciarski - wiadomo już dlaczego jest tak stromo. 




Na szczycie

Ze znaków na szlaku dowiadujemy się, że 30 minut drogi od Klimczoka jest Szyndzielnia, kolejny ze szczytów i spontaniczny drugi cel naszej wędrówki. No to ruszamy dalej. Droga na Szyndzielnię wiedzie raczej w dół niż w górę, wiec będzie co nadrabiać. Idziemy, idziemy aż w końcu z mgły wyłania się schronisko na Szyndzielni. 

Schronisko na Szyndzielni



Nie zabawiamy tam zbyt długo bo czas już wracać. W drodze powrotnej mijamy Klimczok boczną ścieżka i docieramy prosto do schroniska pod Klimczokiem. Droga powrotna odbija się już bólem nóg - zdecydowanie łatwiej się wchodziło niż schodzi. Do tego trzeba uważać na kamienie, jest ślisko i mokro. No i czas na kupno porządnych butów. Obecne przemokły totalnie. Do „Chaty na Groniu” wracamy skrótem przez polanę, żeby jeszcze bardziej dać wycisk mięśniom nóg. Wyprawę kończymy jakoś po 13:00. Jak na pierwszy raz - było super.  W sumie przeszliśmy dystans 13,52km w czasie prawie 4 godzin. Gdzieś w oddali majaczy już Diablak zimą... :-)








Share:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na blogu:

Ostatnie posty

Polecany post

Pasjonaci są wśród nas… Retro kolekcje - Kusok

Jesteśmy zajarani retro! Wśród nas jest wielu fajnych ludzi, pasjonatów i kolekcjonerów elektroniki minionej epoki.  My Retro Hobby. Tak naz...

Popularne posty

Obsługiwane przez usługę Blogger.